Warning: include(../../../menuP.php): failed to open stream: No such file or directory in /home/klient.dhosting.pl/avamex/arturwegrzyn.pl/public_html/galeria/201008_Peenemunde/01/201008_Peenemunde_01.php on line 54
Warning: include(../../../menuP.php): failed to open stream: No such file or directory in /home/klient.dhosting.pl/avamex/arturwegrzyn.pl/public_html/galeria/201008_Peenemunde/01/201008_Peenemunde_01.php on line 54
Warning: include(): Failed opening '../../../menuP.php' for inclusion (include_path='.:/opt/alt/php55/usr/share/pear:/opt/alt/php55/usr/share/php') in /home/klient.dhosting.pl/avamex/arturwegrzyn.pl/public_html/galeria/201008_Peenemunde/01/201008_Peenemunde_01.php on line 54
Gdzieś na obrzeżach Szczecina, nad Jeziorem Dąbie ...
... wśród kilku kapitalnych łódeczek ...
... w małym porcie jachtowym ...
... doszlusowaliśmy do oczekujących od paru dni Janka i Maćka.
Janek z Maćkiem właściwie wszystko przygotowali, odwalając kawał najcięższej roboty, więc ...
... nie pozostało nam nic innego jak wspólnie zainugurować rejs przy szklaneczce dobrego trunku.
Długie Polaków rozmowy musiały jednak kiedyś się skończyć i pokornie udaliśmy się na spoczynek. Bezwzględnie zasłużony.
Knajpka przy nabrzeżu. Śniadanie - pycha i do syta, choć obsługa fatalna. Zlewają tam klientów dokumentnie.
Właściwie wszystko było przygotowane do wypłynięcia. Pozostało jedynie zorganizowanie i zamocowanie polskiej bandery. Wybieramy się przecież na obcy akwen.
Maciej dość się napracował więc teraz spokojnie szwędał się po pomoście.
W czasie "organizowania" banderki zapachniało trochę Adamem Słodowym, ale wszystko się udało.
Nawet obowiązkowy grzybek na topie bandermasztu był na swój sposób niepowtarzalny.
Ostatnie klamoty na pokład, klar Oli ...
... i ruszamy.
Najpierw powoli - jak żółw ociężale ...
Ruszyła Oleńka - po wodzie - ospale ...
W kokpicie nie siedziały same grubasy bo jeden był bardzo chudy.
Ospale natomiast było tylko przez chwilę.
Po wyjściu na szerszą część zalewu Janek przetestował nowe wyposażenie łódki. Warto było. Zawiało.
Wszyscy na pokład. Szmaty w górę i żeglarstwo w całej swojej krasie.
Śmigamy.
Wszystko gra, żagle pełne!
Zapewne i my tak pięknie wyglądamy.
Piotr - pełna kontrola i dozór toru wodnego.
Wodolocik z archaicznej szczecińskiej flotylli dał nam jednak radę.
Omijając zakosami sieci rybackie kierujemy się na zachód, północny-zachód.
Po drodze dziwoląg, przynajmniej dla mnie.
Nie miałem pojęcia, że statki budowało się również z betonu.
Kilkadziesiąt metrów od brzegu zakotwiczony żelbetonowy kadłub - zupełnie jak statek widmo.
Nocą musi robić niewiarygodne wrażenie.
W świetnym stanie, wyremontowane urządzenia nawigacyjne. Nie mamy się czego wstydzić.
Czaple siwe, o czym przekonaliśmy się później wielokrotnie, nie są w tych rejonach tak płochliwe jak w innych częściach Polski.
Trzebież, miejsce na które Piotr patrzył ze szczególnym sentymentem. Zaglądniemy tu w drodze powrotnej.
Późnym popołudniem trochę się przejaśniło, ale za to wiaterek zupełnie siadł.
W pół do ósmej, flauta zupełna, robi się ciemno, a ląd daleko.
Jest. Nowe Warpno. 22:30. W oddali majaczy oświetlona wieża kościoła.
Wraz z miliadrami komarów przed dwunastą zaczęliśmy imprezę integracyjną z miejscową ludnością. A Krzysiu bawił się w dendrologa.
Poranek w Nowym Warpnie przywitał nas wspaniałą pogodą.
Dopiero w promieniach porannego słońca mogliśmy docenić pięknie wyremontowane nabrzeże.
Tradycyjna siesta po śniadaniu ...
... i wymarsz na zakupy połączone ze zwiedzaniem miasteczka.
Stara niemiecka mieścina należąca do Polski od 1945 r. 1200 mieszkańców. Widzieliśmy tylko 4 osoby: dwóch pijaczków przy ratuszu, pani w sklepie i kobita z pustym wózkiem. Właściwie wymarłe miasteczko jak z filmów Hitchcocka ...
... do tego te ptaki, mnóstwo ptaków i wszystko dokumentnie osrane - zgroza!
Remontowany, XV wieczny kościół NMP z barokowym wypostrojem z 1693 r.
Ratusz o konstrukcji ryglowej z 1697 r. Wszystko puste, ale zadbane i schludne (poza ptasim guanem).
Opróżniliśmy dokumentnie ostatnią na tym etapie polską placówkę handlową - ależ pani w sklepie była szczęśliwa!
Dzisiaj będziemy opuszczać polskie wody terytorialne.
W oddali pozostało gościnne Nowe Warpno - fajni żeglarze tam parkują.
Znowu fajnie przywało i śmigamy pełną parą.
Po drodze mijamy relikt dawnych czasów, wycieczkowy statek ze sklepami wolnocłowymi - kiedyś mekka Szczecinian. Dziś jakaś klubokawiarnia na wodzie. Nazwa jednak irytująca ADLER GERMANIA.
Wpływamy na niemieckie wody terytorialne. Bandera podnoszona przy dźwiękach stroniemieckiego hymnu granego na harmonijce. Ale ubaw!
Wejście do Ueckermunde.
Niemieckie mewy.
Niemiecka flaga.
Niemiecka latarenka.
... i przepiękne osiedle mieszkaniowe nad kanałem.
Czy te barwy pontonu i wdzianka nie kojarzą się Wam z pewną flagą. Tradycja.
Po polskiej stronie statek z betonu, a tu czyste aluminium.
Uckermundzki port jachtowy.
Szwagry.
Piękne 10-tysięczne miasteczko założone w połowie XII w. przez piastowskich książąt pomorskich.
Po długich poszukiwaniach wreszcie zakotwiczyliśmy. Wielka, pachnąca, gorąca pizza... i duuużo piwa.