Ni z tego ni z owego, w piątek wieczorem zadzwonił Krzychu K. i zapytał: "Chciałeś polatać. Jest okazja. Lecisz? No to jutro o 5:35 u mnie." No i stało się. Ostatni dzień kwietnia 2011, początek długiego łikendu, nowe wrażenia, inne spojrzenie na świat.