Każdą "dziesiątkę" przeżywam dość mocno – zupełnie nie wiem dlaczego. 30-tka była ciężka, 40-tka załamująca, a idąc tym tokiem 50-tka powinna być zabójcza. Ruszyło mnie wprawdzie mocno, ale nie było tak źle jak się spodziewałem. Czasu nie zatrzymasz i trzeba poddać się nurtowi rzeki, oby tylko nie wylądować zbyt szybko na drugim brzegu.